Jak czujemy się z myślą, że kogoś nie będzie?
Spotyka człowiek człowieka. Obydwoje trochę samotni, trochę zamknięci, odrobinę zagubieni, choć dość zadowoleni. Niby całkiem podobni, a jednak zupełnie inni. Mijają i splatają się od dawna. Może mają co do siebie jakieś plany, ale codziennie głos ostrożności szepcze: „ później ”, „ nie dziś ”, „ będzie lepsza okazja ”. Czas biegnie. Miesiąc, rok, trzy lata. Nagle jedno znika. Otoczenie coś traci. Drugi człowiek zdaje sobie z tego sprawę dopiero dziś. Bez pożegnania, bez wyrażonej wdzięczności i bez zakończenia. No to wznoszę sprzeciw! Buntuję się przeciwko relacji umierającej śmiercią nagłą, bądź w powolnej agonii. Brak pożegnania prawdopodobnie wydaje się łatwiejszy, ale sądzę, że wówczas coś - kamień, wrzód, trujący bluszcz - przykleja się w niewidocznym zakątku serca i powoli rozrasta. Milimetr po milimetrze. Nieuporządkowane sprawy zaczynają się piętrzyć i przygniatać. Jestem nie będąc. Trochę wszędzie, trochę nigdzie. N. powiedziała ostatnio, że pożegnania są ba