Ładne kwiatki!


 


Sytuacji towarzyszyła piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=EZvHZgii7XI
 
Wielki sukces! W końcu umówiłam się na wizytę lekarską. Namowy, a wręcz rozkazy rodziny i przyjaciół osiągnęły zamierzony cel. Od tygodnia coś skutecznie mnie rozkładało, ale wrodzona upartość i dziwna fobia hamowały głos rozsądku. Żadne mieszanki lecznicze nie przynosiły ukojenia, więc z czasem sama zaczęłam się delikatnie niepokoić.

Prawie godzinę przed umówionym spotkaniem, cała sflaczała, wgramoliłam się na autobusowy pokład. Nie znajdując satysfakcjonującego wolnego miejsca postanowiłam wytrwać na własnych nogach wspomagana przez energetyczną muzykę. „Jakoś to będzie. Najpierw recepcja, a potem już z górki” – myślałam. Po chwili zwolniło się podwójne siedzenie tuż za kierowcą. Niemal bezmyślnie klapnęłam z poczuciem ulgi. Zwykle obserwuję mknącą rzeczywistość przez najbliższe okno, jednak tym razem tak ostry skręt szyjny mógłby okazać się zbyt bolesny. Zadowoliłam się więc przednią szybą. Na szczęście trafiłam na godziny szczytu, a co za tym idzie, na całkiem pokaźny korek. Już za połową drogi do uniwersyteckiej przychodni zdecydowałam się zaryzykować. Spojrzałam w „zakazaną” początkowo stronę. Opłaciło się!

Niby nic. Leniwe (pod przymusem) samochody zmieniały się niczym myśli zrezygnowanej  kobiety – nie za szybko, acz widocznie. Zwykły obrazek. Do czasu, aż oczy mimowolnie, być może podświadomie, dostrzegły coś godnego uwagi.
Na framudze autobusowego okna leżały dwa fioletowe, odrobinę przywiędnięte kwiatuszki. Wyraz mojej skwaszonej twarzy uległ nagłej zmianie, a serce zabiło radośniej. Z uśmiechem pomyślałam, że to prezent! 

On wiedział, że boję się przesadnie, jak małe dziecko. Że jadę sama w nową sytuację. Że potrzebuję otuchy. Wiedział, że pomyślę o Nim, a wtedy przypomniał mi o swojej nieustannej Obecności.

Być może zostawiła je zakochana para, zajęta zbytnio okazywaniem czułości. Albo ktoś umyślnie, tuż po spacerze, podrzucił by poprawić komuś humor. Osoba bardzo wrażliwa, czy zbytnio roztargniona. Tak, czy owak z malutkiej, niepozornej sytuacji zostało wyciągnięte dobro.

A potem już jakoś poszło. Znalazłam odpowiedni adres, nie wywinęłam orła na schodach, pomyślnie przeszłam przez część formalną. Trafiłam na przesympatycznego lekarza, a nawet palnęłam troszkę śmiesznego (oksymoron?) suchara do nieznajomego na korytarzu. Pozytywne flow nie zniknęło również po usłyszeniu diagnozy. Dopiero później, gdy znów znalazłam się na autobusowym siedzeniu. Bez kwiatów i z wizytą w aptece na horyzoncie. 

Antybiotyk jeszcze nie działa, ale mimo że doświadczony adept nauk medycznych zakazał całusów przez co najmniej tydzień (ładne kwiatki!), cieszę się, bo buziak to nie przytulas!

Z wdzięcznością,
Ma Ryś

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZBUNKROWANI #1

Pisanie na zawołanie?

ZBUNKROWANI #5 Miód Wieloświatowy