nieuSTANnie na walizkach


Wydawało mi się, że jestem za gruba, bo przecież chudsze są. Wydawało mi się, że moja twarz nie może być uznana za piękną. Nie mieszczę się przecież w wyznaczonych kanonach. Jest tyle piękniejszych twarzy. Myślałam też, że jestem głupia, ponieważ nie rozumiem niektórych politycznych niuansów, zagrywek, albo nie posiadam zbytniej śmiałości, żeby wypowiedzieć swoje zdanie w każdym momencie. Dręczyły mnie wizje, że nie potrafię kochać, gdyż znów nie spełniłam czyichś wymagań, znów zostałam odrzucona. Uzależniałam swoje szczęście (i wciąż uzależniam) od innych. Ale zbyt często od niewłaściwych osób.



Do czytania posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=MPg0V7M1J9g

Ktoś powiedział mi ostatnio, że jest szczerze przekonany, że mam wszystko, żeby być szczęśliwą. Te słowa wracają do mnie jak bumerang. Z taką twarzą, niewyrzeźbionym brzuchem? Z ciągle asystującą lawiną lęków? Z tak niskim intelektem?

Hola, hola! Przesadzam, co? To też często sobie wmawiam. „Problemy, z którymi się zmagasz są zbyt błahe, żeby porozmawiać z kimś kto się zna”, „sama nie daję rady, ale na pewno to wyolbrzymiam. Posiedzę tutaj, pobiadole, a jutro będzie mi wstyd. Zatem lepiej milczeć”. No i błędne koło gotowe. 

Więc gdzie tkwi sekret? Z jednej strony mam wszystko, żeby być szczęśliwą, a z drugiej sama sobie w życiu nie poradzę.
I tak wcale nie chcę sobie radzić ze wszystkim sama. Tu, często bardzo sprytnie, wkradają się wyobrażenia i oczekiwania. Nieszczęście gotowe! 

A może powinnam robić swoje, szukać siebie, być każdego dnia coraz bliżej. No wiecie, tak żeby nie oszukiwać nikogo, włącznie ze mną. Nie tak egoistycznie. Jednocześnie w momentach do bani szukać pomocy u naprawdę bliskich ludzi. Takich, którzy szczerze chcą być częścią mojego świata, a nie u tych co ja bym chciała, żeby nią byli. 

Zaczynam powoli rozumieć, że dokładnie to jaka jestem składa się na dokładnie to kim jestem. Bez tej nieodpartej chęci przytulania, bez tych małych ust, bez nieustannie suchej skóry (i wielu innych cech, czy to charakteru, czy wglądu), nie byłabym tą Marysią. 

Zaczynam pojmować zależność między kochaniem siebie i równoczesnym poziomem umiejętności kochania innych. Od razu mogę bardziej żyć, być bardziej i więcej działać.

Straszliwie trudne! Stan ten nie zamieszkuje wewnątrz na stałe. Wprowadza się momentalnie, ale jego egzystencja to tak naprawdę życie na walizkach. Trzeba bez przerwy zapraszać go do podpisania kolejnej umowy, do jeszcze jednej herbaty, albo stosować wiele innych, bardziej skutecznych i dłużej trwających tricków. Nieustannie o niego walczyć.

Jednak uwaga! Nie należy mylić go z przebiegłym egoizmem. Ów skurczybyk umiejętnie
i niepostrzeżenie przebiera się w szaty prawdziwej i potrzebnej, pokornej i nieprzesadzonej miłości do siebie. Nagle PUF!
I przepadasz na długi czas.

Jeżeli masz podobne przemyślenia i podobne problemy spójrz na siebie i powtórz: „mam wszystko, żeby być szczęśliwy”. Przepracuj co musisz, krok po kroku. Pracuj każdego dnia. Nic nie tracisz, może zadziała?

„Zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, mądrzejszy albo szczuplejszy. Doskonałość jest cieniem, za którym wszyscy gonimy.” stwierdziła Julie Murphy. 

Ideały nie tutaj. Tu ciężka praca i częste górskie i kamieniste przeprawy. Z właściwym towarzystwem (jakkolwiek to rozumiesz) można przejść przesz wszystkie z nich. 

Dobrze, że jesteś, 

Ma Ryś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZBUNKROWANI #1

Pisanie na zawołanie?

ZBUNKROWANI #5 Miód Wieloświatowy