Wyznanie Wielkiej Miłości
Czułeś się kiedyś jak zaszczute zwierzę, które nie wie gdzie ma się podziać, gdzie schronić, a co gorsza jaką decyzję podjąć? Utknąć w miejscu nie podejmując żadnych kroków, czy uciec boleśnie odczuwając każde stąpnięcie?
Do czytania posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=TfiYWaeAcRw
W takim właśnie stanie
byłam tamtego dnia. Opisany sposób percepcji otoczenia przysłaniał mi proste
radości, rozpraszał podczas rozmów, wędrówki, a już w szczególności na
modlitwie. Jestem osobą wierzącą. Dołączyłam więc do grupy pielgrzymkowej na
Jasną Górę. Zdawać by się mogło, że w gronie znajomych, rodziny i innego
rodzaju bliskich, to pogubione zwierzątko ciążące wewnątrz, nie powinno mieć
prawa bytu. A jednak.
Ale tamtego dnia coś
się zmieniło.
Po przejściu
określonego odcinka szykowaliśmy się na nocleg. W małym, postojowym miasteczku nie
każdy trafił do ciepłego pokoju w domu któregoś z mieszkańców. Niektórzy mieli
więcej szczęścia! Razem z koleżanką i dwoma chłopakami (oraz wieloma innymi)
wybraliśmy całkiem własny skrawek boiska szkolnego. Na dodatek w samym budynku
nie było wody, więc przeżyłam najdziwniejszą i najbardziej kreatywną (jak
dotąd) kąpiel w życiu. Krzaczorki, butelki z drogocennym płynem, mydełko. Naturalnie
pełna kulturka ;)
Warunki nieziemskie i
tak bardzo ziemskie zarazem, a serce utytłane błotem. W kurkach sucho, a
wewnątrz tonę. Porzuciłam, więc na
chwilę cały dobytek i w towarzystwie wyżej wymienionych poszłam na wielbienie
do maleńkiego kościółka obok.
Usiadłam w którejś ze
środkowych ławek. Ale coś było nie tak. Wtem gość z mikrofonem powiedział: „Poczujcie
się tu jak u siebie. Podejdźcie do przodu. Jest jeszcze miejsce na dywanie.” Definitywnie
do mnie!. Jakoś zniosłam niewypowiedziane niezadowolenie dwóch
przepuszczających mnie osób. Pod ołtarzem znalazłam akurat niewielką
przestrzeń. Moja!
„Opowiedz Mu o
wszystkim” dodał głos po chwili. No to zaczęłam opowiadać. Całkowita rozklejka.
Nawet na Niego nie patrzyłam. Zapadła w sobie, pozwoliłam wylewać się
bezsilności. Nagle ktoś dotknął mnie w prawe ramię. „Jak masz na imię? Chcę się
za ciebie pomodlić?” – oznajmiła dziewczyna, której nigdy wcześniej nie
widziałam.
Byłam lekko zdziwiona. „Jak
to? Okay, chrześcijanie, pielgrzymka, ale czemu chce poświęcić swój czas,
dokładnie tutaj, dla mnie? Czemu nie rozwiązuje własnych problemów z Nim? Niesamowite!”.
No i zrobiła to.
Niestety po chwili znów
zamieniłam się w obraz nędzy i rozpaczy. Zasmarkana, z twarzą w dłoniach.
Niczego się nie nauczyłam. Trudny ze mnie zawodnik. Ale On się nie poddał.
Po chwili ktoś, inny
ktoś, dotknął mnie w moje lewe ramię. Tym razem chłopak, a raczej On w tym
chłopaku.
„Bóg mi powiedział, że
cię kocha” – wyszeptał.
No jasne! On mnie
kocha! Ta nieoczywista oczywistość trafiła prosto w sedno. Poczułam Jego
prawdziwą obecność tuż obok. Autentyczne doświadczenie nie do opisania. Obok! A
ja zblokowana. Popapranie nie pozwoliło być jeszcze bliżej, ale Był tam niemal
namacalnie i powiedział, że mnie kocha…
Tak, znów zakryłam
twarz, ale przeżywałam już coś zupełnie innego niż przed paroma sekundami.
Słowo zaczęło pracować.
„Nie bój się na Niego
patrzeć” dopowiedział mój Przyjaciel. No to patrzyłam. A czas leciał niczym Struś
Pędziwiatr. Po chwili, nim zdążyłam ochłonąć, wielbienie dobiegło końca. Potem
do zdziwionych uszu (bo cała byłam jakaś taka zdziwiona) doleciał smutny
komunikat. Zaogniający się konflikt w sąsiednim kraju. Potrzebna modlitwa. I
zanim się obejrzałam to nagle moje ramiona i ręce stały się dla kogoś
wsparciem. Taka logika boża…
Rozstaliśmy się w
ciszy, bez zbędnych słów powitania, przedstawiania. Na to jeszcze przyjdzie
czas. Już przecież staliśmy się sobie bliscy. Każdy poszedł w swoją stronę.
Weszłam do śpiwora. Otuliłam się, życzyłam dobrej nocy towarzyszom szczęśliwego
braku dachu nad głową. Noc była przepiękna! Wśród zmęczonych pielgrzymów rozlewał
się spokój.
Po policzkach muskał nas leciutki wietrzyk, obok leżeli życzliwi ludzie, a nad nami rozpościerało się niebo pełne gwiazd. Chyba najpiękniejsze jakie widziałam. Do tej pory. Kolejny dowód Miłości?
Po policzkach muskał nas leciutki wietrzyk, obok leżeli życzliwi ludzie, a nad nami rozpościerało się niebo pełne gwiazd. Chyba najpiękniejsze jakie widziałam. Do tej pory. Kolejny dowód Miłości?
Ma Ryś.
Komentarze
Prześlij komentarz