Tańc(z)uję



Parę dni temu dostałam wiadomość. Konkretnie było to zaproszenie na uczelniany pokaz tańca. Niby nic takiego, niby zwykła uprzejmość, miły gest. Ale, jak zazwyczaj, okazało się czymś ważnym i zaskakującym. Taki żart codzienności, mrugnięcie okiem. Po trudnym dniu w pracy,  prawie spóźniona, doczłapałam na aulę Akademii Wychowania Fizycznego
i zajęłam miejsce obok nieznajomego chłopaka. Pewnie kazała mi to zrobić ta towarzyska część mojej duszy, która nie chciała się alienować tylko dlatego, że kogoś nie poznała. Logiczne. No przecież… 


A potem zgasło światło. Powinny zgasnąć też oczekiwania i wyobrażenia, ale one przybierały na sile. A jeszcze później wszyscy przenieśliśmy się w inną rzeczywistość. Nie chcę nic mówić, ale BYŁAM W DWÓCH MIEJSCACH RÓWNOCZEŚNIE…


Jedni z nas obserwowali i czuli jak z każdą minutą nabierają ochoty do robienia rzeczy nieprzeciętnych, inni czekali
z ekscytacją na występ bliskiej osoby, a inni tańczyli.
Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Przecież każdy taniec, choćby ten sam układ, za każdym razem jest inny. To chyba gra uczuć danej chwili, połączona z tymi długoterminowymi, zbieranymi przez lata. Kula śnieżna nieustannie zgarniająca coś nowego.


Niewątpliwie zbiór zaprezentowanych występów wzbudził we mnie radość i chęć realizacji odsuwanych ze strachu pomysłów na siebie. Nie jestem pewna czy to po prostu przez taniec, czy te konkretne pokazy. Było w nich trochę
o trudach dnia codziennego, trochę żołnierskiej dyscypliny, szczypta ludowości, ogrom żywiołowości, wołanie o równość, namiętność i seksapil, nadzieja walcząca z egocentryzmem, uczucie, współpraca, wewnętrzna bitwa, starcie odmiennych osobowości, ale przede wszystkim wolność i relacja.


Bardzo to pociągające. To szerokie spektrum. Sama zauważam, że z każdym następnym krokiem na parkiecie czuję się pewniej, natomiast im bardziej się rozluźnię, tym bardziej wyzwalam moją kreatywność ruchu. Uważam, że trudno wypowiedzieć chociaż „odpowiednie” słowa opisujące taniec. Bo jest nieuchwytny. Zanim zdążę zapisać cokolwiek
w pamięci, to tancerze, a nawet moje własne ciało, wykonuje już następny ruch.


 Jak cudownie byłoby żyć w ten sposób każdego dnia. Intensywnie, z wykorzystaniem każdej sekundy, bez chowania prawdziwych uczuć, bez zbędnych słów, z taką ochotą. Tak szybko podnosić się z upadku, tak ufać sobie nawzajem, pochwalać odpoczynek, orzeźwienie, ale nie nadmiernie, no i nieustannie być blisko Źródła tej całej „imprezy”. Być blisko Boga, wdzięcznie i niezmordowanie.

Chciałabym tym tekstem podziękować O., nadawczyni wiadomości. Osobie z początku skrytej, ale bardzo wrażliwej
i prawdziwej w tańcu. Ośmielę się użyć takiego sformułowania, mając nadzieję dostać jeszcze niejedno zaproszenie, aby coraz bardziej w nim się utwierdzać.


Taka to mała inspiracja.
Ot co!
Ma Ryś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZBUNKROWANI #1

Pisanie na zawołanie?

ZBUNKROWANI #5 Miód Wieloświatowy