ZBUNKROWANI #2



Spędziłam niedzielę w mieszkaniu. Nic nadzwyczajnego i nic nowego. Ale niedziela nadzwyczajna, bo laetare. Bo radości. Weszłam więc w dialog ze sobą. Coś musi mnie cieszyć, nawet gdy z czterech ścian nie wyjdę ani jedną nogą.


Pomyślałam. To już wielka radość. Dobrze jest umieć myśleć. Co więcej w miarę logicznie, według społecznych standardów. Itp. Itd. Ale fajnie jest też być odchyleńcem.  Tak odrobinę. Zmieniona perspektywa uwydatnia możliwości, które przepuszczamy próbując być „normalnymi”. Zaskakuje innych i pobudza do szerokotorowości.

Jak na dzień radości przystało zalało mnie. Nie tak jak mieszkanie przez przepełnioną wannę sąsiadów z góry, powoli, kropelka po kropelce. Kap kap kap. Bardziej jak wrzątek czarną herbatę. CHLUST! Dużym strumieniem w małej dawce. Woda szybko stygnie, a coraz mocniejsza esencja zostawia po sobie tylko osad. Zalały mnie smutki i tęsknoty. Mimo to cieszę się. Wiem co na pewno mnie nie cieszy. Posłodziłam herbatę i wypiłam jednym duszkiem. Pomogło. Poparzyłam podniebienie. Będzie blizna? Juhu, kolejna do kolekcji.

Vancouver wyraził chęć rozmowy. Cieszą mnie niespodziewane flashbacki, migawki z lata, dawno nie widziane, niesłyszane, nieczytane osobowości. I to poczucie czasu. Spotkaliśmy się w jednej strefie czasowej, mieszkamy w dwóch różnych, żyjemy teraz w tej posplatanej, pandemicznej, wspólnej.  Poniedziałek trwa u nas 8 godzin dłużej niż zwykle. Żeby przetrwać, na zmianę ładujemy akumulatory. W naszej strefie czasowej porozumiewamy się czterema językami, co poszerza ją jeszcze bardziej. Umawiamy się na godzinę. Zapomniał o różnicy czasu. Potwierdza to tylko moja wizję ^^.

Ucieszył mnie dziś francuski film. Pocieszna projekcja o związku przez ścianę. O relacji, która próbowała uniknąć nieprzyjemności „przeciętnych” par. Żadne nie wchodziło sobie w drogę, nie przeszkadzało brudami na podłodze, czytaniem do późna, wystrojem mieszkania. Trochę jak z nami. Wszyscy trwamy teraz w „relacjach przez ścianę”. Bezpieczna odległość, rozmowy: tak, spotkania twarzą w twarz: nie. Wielogodzinne konwersacje, zasypianie z telefonem w zastępstwie. Pokój niczym jaskinia: gości nie będzie, sprzątać dokładnie nie trzeba. Ale więź budujemy.

Główna bohaterka nie chciała uzależniać się od mężczyzny. Postanowiła obejść zasady, ale nie wyzbywać się związków zupełnie. Cieszę się, bo dostrzegam mocniej siebie. Nabieram konturów, rozmazane rysy stają się widoczniejsze, coraz wyraźniej słyszę swój głos. To też bywa duszące, ale nie potrwa wiecznie. „Relacje przez ścianę”, tylko przez ścianę, nie mają przyszłości!

Dzisiejszy wpis w konsystencji jest trochę jak sałatka z jabłek (zbyt słodkich), truskawek (jeszcze niedojrzałych), winogron
(z pestkami), marchewek (surowych), ogórków (kiszonych), majonezu i orzechów... Łączy niestandardowe pocieszności,
ale i w gruncie rzeczy nadziejne intuicje.

Proszę, nie bójcie się trudnych odczuć. Ufajcie w Obecność Jezusa. Wybierajcie kreatywne rozwiązania w tej przedziwnej codzienności. Bądźcie wdzięczni! Nie tylko wtedy, gdy dostrzegacie oczywisty powód, ale też wtedy, kiedy to wybieracie.
A ucieszy nawet krojenie pieczarek (zawsze mogła być cebula!).

#StaySafe.
#StayGrateful.

Ma Ryś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZBUNKROWANI #3

ZBUNKROWANI #5 Miód Wieloświatowy

nieuSTANnie na walizkach