ZBUNKROWANI #3


Sąsiadka z bloku naprzeciwko znów wywiesiła pranie. Niesamowite, że każdego dnia widzę nową zawartość sznurka: schnące ciuszki, pościel, jakiś dywanik. Albo wydaje mi się, że to ciągle nowe rzeczy. Niezmordowanie pierze i dogląda balkonowego dobytku. Na jej szczęście pogoda raczej dopisuje: właściwe codziennie świeci słońce i wieje  wiatr.




Trochę niżej, w osiedlowym ogródku pracuje starszy pan. Kolejny już dzień grabi liście, gromadząc je w jedno miejsce. Kto wie, może jeszcze coś przycina, może przesadza, albo nawet podlewa. Tego nie wiem. Mój „spacer” przez okno, tak zwany obchód, trwa kilka chwil. Zresztą kto lubi być obserwowany nie wiedząc, że jest obserwowany? Może i mnie zagląda ktoś do mieszkania? Mam nadzieję, że chociaż  się wtedy dobrze bawi.

W pobliżu kręci się wiele innych osób. Prawdopodobnie nie wiedzą o moim istnieniu, chociaż stały się moją codziennością. Starsza Pani, która wychodzi na spacer z psiakiem popalając papierosa. Młody chłopak z bujnym włosem, co stara się nie stracić kondycji pomimo zamknięcia w czterech ścianach. Pan pracujący na kasie w Lidlu, pełen dystansu, ale na pewno nie lekceważenia. Potrafi uśmiechnąć się, pociągnąć żart dotyczący fenomenu papieru toaletowego i dodać otuchy, zapewniając, że go nie zabraknie…

Ale o jednej osobie chciałabym napisać trochę więcej. To ktoś, kto towarzyszy mi każdego dnia. Dzieli się ciekawymi zdobyczami Internetu i mówi dobranoc.

Często spotykamy się w kuchni. Na śniadaniach – powinnyśmy urządzić między sobą konkurs na najlepszą owsiankę.
W menu znajdzie się owocowa, kolorowa, czekoladowa, minimalistyczna, gorąca, na mleku, na wodzie. Co chcesz ^^ Na obiadach i obiadowych przygotowaniach, na dzieleniu się przepisami, odkrywaniu nowych playlist, na pogaduchach, albo milczeniu, które nie przeszkadza (I hope so). Dojadamy, żeby się nie zepsuło, poznajemy nowe smaki. Świętujemy pijąc wino, albo po prostu herbatę. Pieczemy (albo przyglądam się jak piecze), doprawiamy i kombinujemy.

 Modlimy się razem. Trwamy wtedy w skupieniu, podchodzimy na poważnie. Czasem dzielimy przeżyciami, a czasem zostawiamy je dla siebie. Razem chwytamy za różańce. Za Pismo Święte, za matę do medytacji (czy coś co ma ją przypominać). Albo rozmawiamy o Bogu. Jest dla mnie zdecydowanie umocnieniem i przykładem.

W naszej relacji jest wiele miejsca na śmiech. Bardzo to lubię. Nie czuję presji ani przymusu. Uwierzcie, że głupawki podczas społecznej kwarantanny to skarb. Bawią nas nierzadko głupoty, wydurniamy się w drodze po zakupy, z zakupów, podczas zakupów... Niedawno kupiłam dziurawą butelkę wody. Idziemy chodnikiem, a ja czuję nagle, że coś mi mokro. Autentyk. Niekomfortowe wydarzenie. Zamiast się faktycznie denerwować na poplamione i wilgotne spodnie, obróciłyśmy sytuację
w żart.

To osoba, która porozumiewa się swoim własnym, unikatowym językiem. Pełno w nim neologizmów, przekręceń, niedopowiedzianych liter. Mozaika. Dopiero teraz dostrzegam jak bardzo przypadł mi do gustu, pomimo błędów, czy nieścisłości.

Chodzimy też razem na spacery, robimy zdjęcia. Z konieczności i ciekawości kręcimy się po okolicznych krzakach. Kichamy w rękaw i szorujemy ręce mydłem, smarujemy kremem. Nie zapraszamy już gości, nie pijemy z jednej butelki, ale przeżywamy nową sytuację. Jak siostry.

Wady są. No nie da się ukryć. Ale stoimy razem przed tym oknem, przed wirusowymi zmaganiami, a przez nie przebija się głównie światło i nadzieja. No bo jesteśmy dla siebie. I wiemy, że On jest dla nas. Więc jakoś przeżyjemy.

Przeczytałam dziś (w jednej z książek Charlesa Martina), że czasem to, czego najbardziej potrzebujesz, jest tuż pod twoim nosem. Rozejrzyj się więc dookoła siebie. I zwróć uwagę. Aż możesz się zdziwić tym, co zobaczysz. KOGO zobaczysz. Podziękuj twojemu wsparciu.

Ma Ryś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZBUNKROWANI #5 Miód Wieloświatowy

nieuSTANnie na walizkach